Słowem wstępu - dziękuję pięknie za wszystkie komentarze! Mam nadzieję, że będziecie zaglądać tu częściej :)
A teraz przejdźmy do rzeczy - sesja sesją, ale umówmy się - dzień bez kawy jest dniem straconym. Tym razem moja kawa również w wydaniu outfitowym. Za oknami tego dnia było dość pochmurno, choć czasem słońce przebijało się przez warstwy niebiańskiego pierza. Na wszelki wypadek (już po zerknięciu na termometr) założyłam dwa długie rękawy i muszę przyznać, że się przydały. Siedząc przed kawiarnią i popijając pyszną latte zdarzały się chłodniejsze momenty, i choć nie miałam na sobie futrzaka ani szalika, to było mi całkiem przyjemnie :)
Swoją drogą, dawno nie nosiłam brązów, a kiedy ostatni raz mi się to zdarzyło usłyszałam, że do mnie pasują. Teraz, patrząc na te zdjęcia, nieskromnie powiem, że są ok, ale za duża ilość mleka w tej kawie mogłaby wszystko zepsuć.
Marynarka (po siostrze, która nosiła ją tylko kilka razy), długie lata przeleżała w szafie. Nawet miałam się jej pozbyć, ale mimo tego, że w niej nie chodziłam, to jakiś wewnętrzny głos krzyczał, żebym się opamiętała. Więc się opamiętałam i od teraz będę ją częściej zakładać.
Torebka (z kolei po mamie) - prawdziwa, peerelowska perełka z naturalnej, porządnej skóry była hitem sezonów i teraz znowu powraca do łask. Nie przeszkadza mi, że ma więcej lat ode mnie, że tak śmiesznie dzwoni, jak chodzę i że pasek ma taki długi - jest po prostu genialna w każdym calu! A to spojrzenie pań, które sięswoich 20 lat temu pozbyły - bezcenne! Ha!
fot. Łukasz Trzeciak
marynarka: H&M
A w ogóle, to gwoździem programu miała być czarna bluzka, która nieśmiało wychyla się spod kawowego sweterka, o! Ech, co zrobić... jak nie teraz, to innym razem :)