Słucham jak inni narzekają na zimę - czytam komentarze i posty na blogach, słucham jak narzekają ludzie w autobusach, w metrze i na ulicy. Na facebooku huczy od zimowych hejterów. Patrzę na to wszystko i własnym oczom nie wierzę!
Jak jest zima, to musi być zimo; jak jest luty to śniegu powinno być po pas i przynajmniej -10 na termometrze.
Dookoła wszędzie te same pytania - ale dlaczego? ale co robić? ale co nosić? ale jak żyć?! I moja odpowiedź na to wszystko jest dość prozaiczna - robić wszystko to, czego w innych porach roku nie można. I z ciuchami podobnie - wyciągnąć z szafy to, co zalega na dnie przez cały rok.
I te wszystkie narzekające posty, dialogi, monologi, komentarze, wpisy, reklamy i co tam jeszcze może marudzić sprowokowało mnie do wygrzebania w czeluściach sieci motywujące elementy zimowe. Ot, moja mała lista zimowych miłości:
Luźne kurtki (snowboardowe), pod które można włożyć co tylko się chce - byle było ciepło.
Grube bluzy i swetry - noszone w przeróżnych kombinacjach i fasonach. Bardziej eleganckie, czasem bardziej sportowe, a czasem z przymrużeniem oka.
Grube szaliki - noszone do wszystkiego. Do puchowych kurtek, do sportowych bluz, do topów. Bez względu na to, czy idzie się na zajęcia, czy na bardziej oficjalne spotkanie.
Skarpety, które bezkarnie mogą być podciągnięte za kostki. Grzeją i wyglądają - dwa w jednym i czego chcieć więcej?
Kawa na wynos, która nie dość, że rozgrzewa, to jeszcze pobudza z samego rana. Niby zima nie jest dla niej usprawiedliwieniem i można ją pić zawsze, ale to właśnie teraz wielbię ją najbardziej.
Herbata - idealna po przyjściu do domu i całym dniu zimowych zmagań z mrozem, śniegiem i całym codziennym życiem.
Śnieg pokrywający wszystko i przez to nadający bajkowości codziennemu życiu w biegu, wspaniale skrzypiący pod butami, wpadający za kołnierz i osiadający na kurtkach tak, że można przyjrzeć się każdemu płatkowi z osobna.
Górskie widoki, jakich nie zazna się podczas pieszych wędrówek.
Wylegiwanie się na słońcu w przerwie między gorącą czekoladą a kolejnymi godzinami białego szaleństwa. O, tak!
A w mieście co lubię? Lubię zaspy na chodnikach, lubię czerwone nosy przechodniów, lubię jak trzeba skrobać szyby w samochodzie i lubię jak są korki, bo ludzie boją się zaśnieżonych ulic. Tak - to jest właśnie to, na co czekam z pierwszym śniegiem :)
Tak więc to są moje zimowe love, którymi właśnie teraz żyję każdego dnia :)
n-joy!