Od początku września mało się dzieje na blogu, w prawdzie udzielam się w miarę możliwości na fb, wrzucam jakieś ciekawe rzeczy, ale wiadomo - to nie to samo. Powód tego zastoju jest jeden - dzieci. Nie moje, nie moich znajomych, ale tak ogólnie :) Pracuję, mam praktyki, pracuję, mam praktyki i tak w kółko - przez ostatnie trzy tygodnie miałam tylko 2 wolne dni, kiedy nie musiałam odpowiadać na milion pytań i pilnować całej gromadki biegających i krzyczących istotek. Ale nie przeszkadza mi to kompletnie, bardziej męczy mnie codzienne wstawanie o nieludzkiej porze, a nie ten gwar i ruch dookoła. Tak więc na tym kończy się moje usprawiedliwienie braku czasu na zdjęcia :P
Ale nie o tym miałam pisać... Tylko o zakupach, na które udało mi się wyrwać któregoś pięknego, wolnego dnia :) Celem była sukienka na wesele i ewentualnie dodatki - skończyło się na 2 parach butów, owej sukience, 3 parach rajstop i legginsach. Dawno nie miałam takiej zakupowej wyprawy, więc zadowolona z udanych łowów wróciłam do domu. Rozpakowałam swoje zdobycze i zdałam sobie sprawę, że do mojej szafy trafiły właśnie dwie rzeczy, przed którymi broniłam się rękami i nogami. Konkretniej chodzi o baskinkę i sportowe buty na koturnie.
Ale nie o tym miałam pisać... Tylko o zakupach, na które udało mi się wyrwać któregoś pięknego, wolnego dnia :) Celem była sukienka na wesele i ewentualnie dodatki - skończyło się na 2 parach butów, owej sukience, 3 parach rajstop i legginsach. Dawno nie miałam takiej zakupowej wyprawy, więc zadowolona z udanych łowów wróciłam do domu. Rozpakowałam swoje zdobycze i zdałam sobie sprawę, że do mojej szafy trafiły właśnie dwie rzeczy, przed którymi broniłam się rękami i nogami. Konkretniej chodzi o baskinkę i sportowe buty na koturnie.
Po kolei - baskinka, której nigdy wcześniej nie przymierzałam, i do której uprzedziłam się oglądając ją na wybiegach... Leży świetnie, układa się w każdym calu i w ogóle mnie urzekła.
Na wieszaku nie wygląda oszałamiająco, ale w towarzystwie czerwonych szpilek jest na prawdę świetna.
A te koturny... no cóż, jak tylko na nie spojrzałam, usłyszałam, że do mnie wołają "mamo!". Nie mogłam ich tak zostawić, szczególnie, że okazały się megawygodne i cenowo baaardzo przystępne.
Jak już wcześniej wspominałam kupiłam dwie pary butów - drugie to balerinki z lakierowanymi czubkami. Przed nimi też się broniłam, ale nie tak bardzo jak przed koturnami i baskinką.
Nie pozostaje mi teraz nic innego jak dobrze się bawić na weselu - jestem w 100% przygotowana :)