Lubię takie dni, gdy chill po prostu wisi w powietrzu. Niestety, w przedsesyjnym biegu zdarzają się bardzo rzadko, o ile w ogóle. I pewnie dlatego tak doceniam każdą chwilę, kiedy wiem, że nic-nie-muszę. No i właśnie... co wtedy? Zdałam sobie sprawę, że początkowo nie umiem się odnaleźć w takich sytuacjach. Po jakimś czasie oczywiście wszystko wraca do normy, tzn. przestaję czuć, że coś jest nie tak. I wtedy opcji jest kilka, jasna sprawa. Jeden z ostatnich wyborów - spacer o zachodzie słońca. Było pięknie! I oto co pozostało z tych kilku chwil relaksu.
fot. Łukasz Trzeciak
blezer: H&M